Dołącz do naszego klubu!
|
Pewnego dnia, przeglądając forum językowe, natknęłam się na wpis nauczyciela, który błagalnie prosił o pomoc. Jego dorośli uczniowie nie chcieli mówić po angielsku, a on z każdą lekcją odczuwał narastający opór kursantów. Zdesperowany, zwrócił się do innych forumowiczów po wskazówki i wsparcie. Dyskusja przyniosła mnóstwo rad – od uatrakcyjnienia zajęć po rezygnację ze współpracy, lecz żadna nie dotykała jednego kluczowego aspektu... Czy była to bariera przed mówieniem po angielsku czy coś jeszcze?
Kilka lat temu zmierzyłam się z podobnym wyzwaniem.
Ania (imię zmienione) przyszła do mnie na zajęcia z polecenia. Jej celem było nauczenie się mówić po angielsku. Nie przepadała za językiem Szekspira, ale zdawała sobie sprawę, że bez niego może stracić pracę i szansę na dalszy rozwój kariery.
Początki współpracy były więc wyjątkowo trudne. Ania była zamknięta w sobie, negatywnie nastawiona do nauki angielskiego i oszczędna w słowach. Po dwóch lekcjach postanowiłam zmienić zasady gry. Mając na uwadze jej analityczny umysł, zaoferowałam jej szablony i struktury wypowiedzi, aby pomóc jej tworzyć bardziej rozbudowane wypowiedzi. Mimo to, jej odpowiedzi na moje otwarte pytania nadal były lakoniczne. Kiedy poprosiłam ją, by zmusiła się odpowiedzieć chociażby dwoma zdaniami na jedno pytanie, obruszyła się, stwierdzając, że tyle to nawet nie mówi po polsku... Paradoksalnie wciąż jednak chciała głównie mówić na zajęciach...
I wtedy doznałam olśnienia. "Zaraz!" – pomyślałam. "Przecież nauka angielskiego to jak proces coachingowy". W szkole coachów uczono nas, że:
Odpowiedzialność za wyniki procesu leży po stronie klienta. Odpowiedzialność za dobranie narzędzi, ćwiczeń, maksymalne skupienie na kliencie czy odpowiednie przygotowanie spoczywa na coachu, a w omawianym przypadku – na trenerze języka angielskiego, lektorze, nauczycielu.
I wtedy, po raz drugi, doświadczyłam przebłysku geniuszu. Nie zastanawiając się długo, z determinacją w głosie powiedziałam:
„Rozmowa jest jak tango. Do tego tańca potrzebne są dwie osoby. Każda z nich musi dać z siebie energię, aby mogło w ogóle dojść do tańca. Jeśli chcesz mówić – musisz mówić, choćby nie wiem jak było to dla Ciebie trudne. Teraz ruch należy do Ciebie i albo go podejmujesz, albo kończymy ten nierozpoczęty taniec”.
Wtedy ujrzałam błysk w oku Ani. "Mhm!" – pomyślałam. Metafora zadziałała.
Rzeczywiście, w jednej chwili nastąpiła niesamowita transformacja Ani. Chociaż widziałam, że nie było jej łatwo, zaczęła wkładać dużo energii i starań, aby po prostu mówić. Robiła przecież coś, co nie było dla niej naturalne. Ale czyż to nie wtedy dokonujemy największych postępów i transformacji?
Dziś Ania potrafi "przegadać" po angielsku nie jedno spotkanie, a jej analityczny umysł i niesłychane skupienie sprawiają, że mówi praktycznie bezbłędnie! Stała się niewątpliwie inspiracją wśród moich kursantów.
Historia Ani jest dowodem na to, że przełamanie bariery mówienia w języku obcym wymaga odwagi, zaangażowania i gotowości do wyjścia ze strefy komfortu. Jako nauczyciel i coach, mogę dostarczać narzędzia, motywację i wsparcie, ale to kursant decyduje o swoim sukcesie.
Jeśli więc odczuwasz blokadę przed mówienie, warto zadać sobie kontrolne pytania:
W kolejnych postach opowiem więcej o tym, po czym poznać dobrego nauczyciela, dobrą lekcję i jak mierzyć postępy.
A jeśli czujesz, że tkwisz w martwym punkcie i chcesz ruszyć ze swoim angielskim na poważnie, to możesz rozważyć pakiet sesji coachingowych TUTAJ, które pozwolą Ci odblokować się i odkryć swój potencjał językowy. O coachingu językowym pisałam również w innym artykule [CZYTAJ TUTAJ].
A już w piątek, zapraszam na quiz językowy 🥳 Stay tuned!
Serdeczności,
Agata